Zbiór monet musi żyć, by pasję pobudzać… Historia ze smokiem w tle!
Zbiór monet jako skompletowana, zamknięta całość, to jedna z najgorszych rzeczy. Gdy już nic nie możesz dla siebie trafić, gdy nic nie powoduje szybszego bicia serca, zaczynasz tracić werwę. Niepobudzana nieustannie pasja zaczyna powoli przygasać. Odczułem to niedawno na własnej skórze… I tak, w tej historii jest smok ;)
Dwa miesiące „posuchy”…
Tegoroczne wakacje nie były dla mnie udane numizmatycznie. Przez dwa miesiące albo nie mogłem trafić niczego ciekawego do kolekcji, albo musiałem obejść się smakiem, gdy nowość przechodziła mi koło nosa.
To trochę jak z niedawno rozpoczętym sezonem piłkarskim. Człowiek nastawiał się na Ligę Mistrzów… na Ligę Europy… na dobre mecze w Ekstraklasie, a wychodziła ekstra… KLAPA. Jednak za każdym razem siadałem przed telewizorem z nowymi nadziejami. Nadziejami, które zabijała siermiężna gra piłkarzy (wciąż jednak wierzę, że to zacznie się zazębiać ;)).
Równie systematycznie zaglądałem na aukcje, w poszukiwaniu TEJ monety, która przełamie impas. Bo, o ile od dwóch miesięcy nic nie włożyłem do zbioru, to na jakiegoś efektownego grosza Wazy czekałem nawet dłużej. I przyznam, że powoli coraz rzadziej zaglądałem do nich. Brakowało bodźca, który dał by tą radość. W końcu…
Numizmatyka to również zabawa
A monety, bez emocjonalnego zaangażowania ich właściciela, to tylko stare, cenne blaszki metalu. To właśnie emocje napędzają nasze działania.
Szukać ich możemy w wielu miejscach. W odkryciach, w poszerzaniu wiedzy, w nowych nabytkach, w kontaktach z innymi pasjonatami. Ja, im dłużej zbieram, tym bardziej się przekonuję, że we mnie to sam moment polowania wzbudza najwięcej emocji. Od wypatrzenia czegoś ciekawego, przez moment ekscytacji, gdy myślę, że tylko ja to widzę. Po tą chwilę niepewności, czy uda się to kupić. To jest to!
”Kupić to trzeba umić”,
że tak pozwolę sobie sparafrazować słynną kwestię Jana Nowickiego z filmu Sztos. Bo z tym polowaniem jest jak ze wspominanymi meczami. Fajnie się je ogląda, ale trzeba też wygrać! I nie mówię o kupieniu jakiejś tam kolejnej monety. Nie! To musi być coś wyjątkowego.
Nie będę wam jednak wmawiał, jaki to ze mnie król aukcji, bo nim nie jestem. Na przykład kupiłem kiedyś takiego grosza 1615 (na szczęście w locie). Aż wstyd tu trochę wrzucać jego zdjęcie, ale co tam ;). Głuchy, dziurawy, lekko zgięty, obkruszony. No piękny nie był… ale zawsze to kolejny rocznik w komplecie.
Był moim przedstawiciele 1615 tak z dwa lata, aż na początku tego roku postanowiłem go sprzedać. Dlaczego? Bo zbyt długo odkładałem na później jego wymianę ;). I gdy tylko go sprzedałem, zapanowała całkowita posucha! Nie szło dostać tego rocznika. Dopiero kilka dni temu uzupełniłem go bardzo ładnym egzemplarzem, w dobrej „dwójce”.
To jednak zupełnie inna moneta skradła moje serce. Spowodowała, że na nowo rozkochałem się w numizmatyce!
„Smoczy” orzeł na krakowskim groszu
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Sądząc po reakcjach na fanpage’u, wam również przypadł do gustu :)
Zakochałem się w swoim nowym groszu 😍😍😍
Opublikowany przez SpodStempla.pl na 8 września 2017
Ale to nie tak, że jak każdy płytki facet poleciałem na urodę!
Fakt, to niewątpliwie wpłynęło na wysokość wbitego limitu, bo już po zdjęciach widać było, że przyznany mu II stan może być zaniżony. Przede wszystkim jednak „zajarałem” się faktem wystąpienia charakterystycznej odmiany, którą roboczo nazywam „smoczym” orłem.
Nie jest to unikalny grosz, gdyż już dwa razy mi umknął na licytacji, jednak do popularesów na pewno nie należy. Wystarczy zajrzeć na szybko w archiwa firm by to zrozumieć:
- WCN na ponad 50 szt groszy 1608 – tylko jeden (ten) egzemplarz
- GNDM na ponad 20 szt – ani jednego
- ANMN na ponad 10 szt – ani jednego
Nie opisywał go również w swoim katalogu groszy Jarosław Dutkowski (mimo odnotowania kilkudziesięciu odmian tego rocznika).
Smoczy grosz, to jeden z najbardziej kunsztownych groszy tego rocznika. Orzeł ma pięknie wykonane, trzy rzędy piór, grubą szyję. Nie wygląda jak wyskubana kuropatwa na najpopularniejszym typie orła. Majsterszykiem, popisem zdolności mincmistrza jest zaś Lewart. Jest przepiękny! A ma raptem kilka milimetrów! Wystarczy porównać oba, by przekonać się, że nie było to łatwe zadanie!
Mam pewną teorię odnośnie tej monety, którą muszę zbadać, więc pozostawię was z lekkim niedosytem :). Jeszcze tu kiedyś wróci na bloga.
Zbiór monet musi żyć i kropka!
Można kupować, sprzedawać, wymieniać się. Uzupełniać zbiór, wymieniać na lepsze stany, analizować go dokładniej. Byle by coś się działo, byle by wciąż czuć te emocje. Tę radość, jaką daje numizmatyka. Zbiór monet musi żyć i wiedzieli o tym do dawna najwięksi numizmatycy. W końcu do dziś po rynku krążą monety z Pilawą ;).
Muszę przyznać, że wrzesień zacząłem wyjątkowo dobrze :). To nie tylko kilka fajnych groszy. Przecież rozpocząłem go boratynką Kałkowskiego (opisaną tutaj)!
Adam W.
Gratuluję zakupu panie Marcinie! Grosz jest piękny i jak się okazuje również ciekawy.
Marcin Żmudzin
Dziękuję Adamie ;)
Robert
Gratulacje. Grosze (nie tylko Zygmunta III Wazy) to jak najbardziej „moja bajka”. Aż mi ślinka pociekła z zazdrości… :(
Marcin Żmudzin
Dziękuję ;)
Grosze mają w sobie coś magicznego. Ja jednak postanowiłem trochę ograniczyć ich zbieranie, po pierwszej fascynacji i pomyśle, żeby zbierać wszystkie (od średniowiecza po współczesne).