Przejdź do treści

170.000 złotych za monetogwóźdź? Amerykanom odbiło, albo mają… (NaLuzie #3)

Trzeba mieć fantazję i pieniądze synu… głosiła niegdyś kultowa reklama. I pewne jest, że obu nie zabrakło pewnemu jankesowi, który zapłacił 170 tysięcy złotych za gwóźdź! STO SIEDEMDZIESIĄT tysięcy złotych. No dobra. Nie za taki zwykły gwóźdź. Za monetogwóźdź! Konkretniej amerykański dime wybity na gwoździu. Nic tylko dokupić do niego młotek ze złotą głowicą za milion! Bo akurat młotek by się przydał, by wziąć zamach i w czółko pyk! Choć z drugiej strony…

Monetogwóźdź za 42.300$

Kwotę za którą można kupić pół mieszkania w Warszawie. Cenę, w jakiej można nabyć taki dukat Sobieskiego (KLIK) i jego rok starszego towarzysza (razem). Złote monety, która mają niemal 350 lat, a nie około 50-ciu… No ale kto bogatemu zabroni. Skoro za gościa, który kopie piłkę lepiej od innych można zapłacić 220 milionów euro, to takie 42 tysiące zielonych to grosze. Tym bardziej, że Neymar pogra jeszcze góra 10 lat, a taki cudak może przetrwać i do czasów załogowych lotów na Pluton (tylko po co, skoro tam tak zimno ;)). Więc ktoś…

… moment! Nie wszyscy przecież znacie historię tej „monety”. To tak w skrócie:

Co tu się wydarzyło!
Co tu się wydarzyło!

Sprzedany na aukcji Heritage Fun

Wieść gruchnęła na zimę niemal 2 lata temu. To wtedy amerykański dom aukcyjny Heritage pochwalił się katalogiem na nadchodzącą aukcje, gdzie wśród pozycji znalazła się ona. Dziesięciocentówka wybita na gwoździu. Świat oszalał, nawet ja sam przecierałem oczy ze zdumienia. 'Moneta’ viralem podbijała internet i nim się obejrzeliśmy nadszedł dzień licytacji. Dalej akcja przebiegła już szybko:

  • 6 stycznia monetogwóźdź trafił pod młotek
  • cena wywoławcza 10.000$ szybko poszła w niepamięć
  • 14 podbić i nabywcą stał się Tommy Bolack (właściciel świetnej kolekcji destruktów USA)
  • wylicytowawszy go za 36 tysięcy dolarów
  • do której doliczono opłaty (17,5%)

Co dało łącznie oszałamiające 42.300$ za cudaka, którego widzimy poniżej:

Monetogwóźdź w pełnej krasie
Monetogwóźdź w pełnej krasie

Jaki to niby destrukt!

Pamiętam swoje oburzenie, gdy zobaczyłem zdjęcie etykietki ze slabu PCGS. Jaki to niby „Mint Error”! Tak jasne. Przypadkiem między krążki w mennicy zaplątał się gwóźdź. I tak ładnie centrycznie się wybił. Wcale tam nie było ludzkiej ingerencji… Okazuje się jednak, że Amerykanie szerzej traktują pojęcie błędu menniczego i obejmują również celową ingerencję człowieka. „It doesn’t matter” jak powiedziała sympatyczna Pani zapowiadająca monetogwóźdź:

Bo moneta i gwóźdź to bardzo rzadka kombinacja, choć użyto tu stempli od pospolitej „Roosevelt Dime”. Nominału bitego w latach 1946-2017 (do 1964 w srebrze), w kilku mennicach. I o ile miejsce bicia łatwo zidentyfikować (brak litery obok pochodni sugeruje Filadelfię), to akurat miejsca na datę zabrakło ;)

Ciekawostka: narzekałem kiedyś na te okropne, duże slaby w jakie czasami pakują talary. Co powiecie na to ;)

PCGS też ma swój wkład
PCGS też ma swój wkład

Tyle płacić za takie „zepsute coś”, toż to…

Absurd? Jestem ostatnią osobą, która może rzucić w tej kwestii kamieniem… W końcu sam zbierałem XX-XXI wieczne destrukty. Uważam, że to niesamowicie efektowne monety, a nie numizmatyczny „gorszy sort”. O ile dotyczą okresów takich jak II RP czy Wolnego Miasta Gdańsk (milionowe nakłady niemal identycznych monet). To może monetogwóźdź to była okazja? Raczej nie, gdyż ta cena mimo wszystko jest  k o s m i c z n a.

Tyle, że to USA… Kraj, w którym kolekcjonerstwo ma swoją silną tradycję, a zbierane jest niemal wszystko. Miejsce, w którym takie kwoty na aukcjach nie są „spektakularne”. Przede wszystkim jednak Amerykanie mają wyjątkowo mało zróżnicowane monety. Schematyczne, powtarzalne mennictwo, którego urozmaicenie stanowił rozkwit gradingu (najwyższe noty tam kosztują krocie!) i poszukiwanie destruktów, które cieszy się tam popularnością niespotykaną nigdzie w Europie. Błędy, które dla nas są nieistotne, u nich są odkryciami!

Więc gdy na aukcje trafił taki, co by nie mówić efektowny „Mint Error„, można było być pewnym, że dojdzie tam do „rzezi niewiniątek”. Tym bardziej, że zgodnie ze słowami niektórych amerykańskich specjalistów takich monet na gwoździach jest garstka. Dime’ów zaś jest mniej niż palców u jednej ręki… do tego mało utalentowanego drwala ;)

Bo cena jest pojęciem względnym…

Dla mnie, z perspektywy polskiego rynku, cena tego gwoździa jest absurdalnie wysoka. Z drugiej strony mam świadomość, że jego nabywca cieszy się pewnie, że udało mu się trafić okazję. Ma coś, co robi duże wrażenie, czego nie mają inni. A czy był to dobry zakup „inwestycyjnie” okaże się dopiero jak przyjdzie mu go sprzedać…

Ps. Znacie jakieś inne spektakularne przykłady tego typu sytuacji? Dajcie znać w komentarzu, będziemy mogli podyskutować sobie. Mi od razu na myśl nasuwa się Ort gdański z komunii Władysława IV (KLIK). Serio, czemu pozwoliłem takiej okazji przejść obok nosa ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *