Ja chce jeszcze raz! – chciałem wykrzyczeć tuż po 3. dniu numizmatycznego maratonu, w jaki przeistoczyła się nasza „czwórka”. Pierwsza aukcja GNDM z „salą”. Pierwsza, na którą trafiło ~2.000 pozycji. Zacięta walka. Ciekawe dyskusje. Muzeum zgarnia okładkę katalogu! Czyste szaleństwo! Ale moment, zacznijmy od REKORDU jaki padł!
Licytacja ruszyła z kopyta! Nim się obejrzałem było 800… 850… 900! Stojąc tuż przed salą z kilkoma kolekcjonerami zaczęliśmy przecierać oczy ze zdumienia… 950 po raz pierwszy! Zdziwienie narastało… Po raz drugi… Sprzedany! WOW!
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że pod młotek akurat trafił… Dar Pomorza! Tak, te 20-złotych z czasów niedawno minionych. Okolicznościówka PRL… Aż powiedziałbym, że „któż zrozumie kolekcjonera„, gdyby nie to, że przy licytacji dukata Sobieskiego, czy tymfa portretowego emocji było JESZCZE WIĘCEJ… Moment! Po kolei ;).
Nim słowo stało się ciałem…
Pamiętam jak dziś słowa, gdy ogłosiliśmy termin czwórki. „Kto robi aukcje w lutym, przecież to za wcześnie?” – skwitował jeden z kolekcjonerów. „Nie będzie większa niż poprzednia” powiedział Pan Damian. „Po aukcji sobie odpocznę” – powiedziałem po listopadzie. I szczerze. Nic z tego się nie sprawdziło ;)
Za tymi trzema dniami licytacji stały ponad 3 miesiące intensywnej pracy całej ekipy! Przyznaję, że na finiszu przygotowań katalogu nawet podziwiałem jak duże zasoby cierpliwości ma moja druga połówka ;). Na szczęście nie udusiła mnie poduszką w nocy i mogłem spełnić swoje jedno małe marzenie! Skreśliłem to na swojej „Bucket List” (lista rzeczy do zrobienia przed śmiercią, określenie które poznałem przy okazji świetnej komedii z duetem Nicholson-Freeman). Bo choć sam jestem mocno internetowy, to w swojej przygodzie w GNDM marzyłem o takiej aukcji!
Klasycznej aukcji! Z salą!
Przecież myśląc o aukcji monet, nie masz przed oczami setek kolekcjonerów w całej Polsce przed monitorami swoich ekranów. Widzisz salę, licytatora, podniesione w górę ręce z numerkami i zaciętą walkę o upragnione numizmaty. Tak licytowano wielkie kolekcje monet – Karolkiewicz, Chełmiński, Frankiewicz… I choć czasy się mocno zmieniły, rynek numizmatyczny mocno uciekł do „sieci„, to ta romantyczna wizja aukcji wciąż gdzieś się we mnie tliła.
Ostatnie godziny do startu…
3 dni to szaleństwo! Pomyślałem sobie, gdy kładłem głowę na poduszkę dzień przed startem pierwszej sesji aukcji… MOMENT! Przecież Polacy nie gęsi, swoje aukcje mają! Nasi przyjaciele zza wielkiej wody mają to już przećwiczone, czemu w kraju nad Wisłą nie miałoby to wypalić. Tym bardziej, że wszystkie znaki na niebie wskazywały, że jest dobrze. I to znaki tak czytelne, że nie trzeba było znać sekretnego języka znaków dymnych Indian ;)
Rekord liczby osób zarejestrowanych na aukcje pobiliśmy już w środę i nie była to liczba trzycyfrowa ;). Dostaliśmy dużo pytań, telefonów wykazujących zainteresowanie konkretnymi pozycjami. Licznik wejść na stronie rósł równie szybko, co liczba sukcesów Stocha! A jednak lekki stresik był. Niepotrzebnie… Jesteście świetni!
Do biegu, gotowi… AUKCJA! 4 aukcja GNDM
By być gotowym na przyjęcie Was na sali w Hotelu Marriott wstaliśmy rano. Wcześnie rano… Powiem wprost, była to 4:30! Godzina, o której w zwykły dzień pewnie pomyliłbym się w pytaniu o swoje nazwisko! Jednak nie w tę sobotę. Wtedy wszyscy czuliśmy już narastającą powoli adrenalinkę…
A przecież postawiliśmy wszystko na głowie… Powiązane z Polską przed monetami Polski Królewskiej. Aukcja rozpoczęta od banknotów, nie zaś jak wszyscy, od czasów antycznych. No kto tak robi… My ;) I jak widać całkiem dobrze się to przyjęło. Szczególnie miłośnicy pieniądza papierowego, którym zawsze przyszło czekać do późnych godzin popołudniowych poczuli się tu wyróżnieni ;). Punkt 9:30 rozpoczęli walkę o upatrzone wcześniej pozycje. Muszę przyznać, że mimo iż banknoty nie są „moim konikiem”, to na licytacji kilku z nich aż sam nie mogłem oderwać wzroku.
Szczególnie przy pozycji 241, bardzo rzadkim projekcie 20 złotych (bez daty, po 1956) z wizerunkiem Jana Matejko. Ale przy tak przytoczonej historii jego losów, sam miałem na niego chrapkę:
Wczesne lata PRL – już po „odwilży politycznej” 1956 roku – to okres „szukania drogi” do tego, jak mają wyglądać polskie środki płatnicze powszechnego obiegu.
Pod koniec lat 50-tych i w latach 60-tych rozpisywane są liczne konkursy na projekty nowych typów monet i banknotów. Banknotami będącymi wówczas w obiegu jest socrealistyczna emisja z datą 1948 przedstawiająca „ludzi pracy”.
To właśnie wtedy, po roku 1956 NBP powierzył przedwojennemu projektantowi – Ryszardowi Kleczewskiemu – zaprojektowanie nowej serii czterech banknotów o nominałach 20, 50, 100 i 500 złotych. Artysta zdecydował się upamiętnić na tej emisji wielkich Polaków, a budowle z nimi związane przedstawić na rewersach.
Zaprojektowanej emisji nie wprowadzono jednak do obiegu, a zrealizowane druki próbne przeniknęły na rynek kolekcjonerski tylko w nielicznych, jednostkowych egzemplarzach…
Trendy, które pokazała aukcja…
To jednak na monety powiązane z Polską czekała większość osób zebrana w kuluarach i na sali aukcyjnej. Szczególnie na monety Śląska i Kurlandii. Dało się wyczuć narastającą ekscytację, poruszenie, gdy pierwsze halerze i szerokie grosze trafiły pod młotek. Nie ma co się jednak dziwić. Kolekcje przyciągają kolekcjonerów. Gdy na aukcje trafia przemyślany zbiór, pokazujący bogactwo danego tematu, jego różnorodność, nie sposób przejść obok niego obojętnie. Kolekcje osiągają wyższe kwoty, gdyż budzą znacznie większe zainteresowanie…
U nas doskonale widać to było na monetach śląskich. Drobny halerz z mennicy w Skoczowie osiągnął 1.5 tysiąca, Gorąco było na księstwie oleśnickim, szczególnie na monetarnej ozdobie pierwszego dnia – ćwierćtalarze Sylwiusza – co możecie obejrzeć tutaj. Gdybyśmy się tym przejmowali, zrobilibyśmy tu piękne „procenciki”, jednak wiecie co o tym myślę ;). Ważne, że trafiły one do nowych zbiorów i znów będą mogły żyć i budzić emocje. A może nawet przyczynią się do rozwoju wiedzy o tych wciąż pełnych pytań monetach?
Dominacja internetu!
Nie ma co się jednak jej dziwić. Gdy można w szlafroczku i kapciach wylicytować wymarzoną monetę i po kilku dniach mieć ją dostarczoną do domu, to normalne, że coraz więcej osób z tego korzysta ;). Jednak mimo, że świat numizmatyki coraz bardziej staje się e-światem, to nie wróżę rychłej śmierci aukcji stacjonarnych. Co to, to nie ;). Po prostu zmienia się ich funkcja i przebieg. Dziś aukcje stacjonarne to święto dla kolekcjonerów. Stanowią świetną okazję by móc przyjść i spotkać się z innymi pasjonatami, poznać ciekawe osoby. Wymienić, nie tylko opinie ;), gdyż naszym zdaniem nieodłączną częścią takich aukcji jest „mini-giełda”. Możliwość sprzedaży, czy wymiany w kuluarach z innymi kolekcjonerami swoich numizmatów.
Jasne, możliwość licytacji numerkiem daje dużo emocji, ale równie fajne jest stanąć w kuluarach i tocząc rozmowy przy poczęstunku, wygrać coś na telefonie w „międzyczasie”. Z resztą będąc na wielu aukcjach, coraz częściej dostrzegam ludzi, z tego korzystających ;)
Piękno jest w cenie…
Trend doskonale nam znany. Monety mennicze, nawet te popularne, cieszą się ogromnym zainteresowaniem. To co jednak jest novum, wyraźnie widać, że szczególnie piękno podkreślone dobrą notą jest mocno wartościowane. Grading cieszy się coraz większą popularnością.
I choć sam rozłupałbym te wszystkie trumny ;), to odnotowuję to z reporterskiego obowiązku. Tak było na popularnym groszu krakowskim Zygmunta Starego, tak było na wspomnianym tu Darze Pomorza. Wiele emocji dostarczyła też zażarta walka o wyśmienitego dukata Sobieskiego ze zdjęcia powyżej, która zakończyła się na poziomie ponad 50 tysięcy złotych!
Licytujemy! Czyli gdzie diabeł…
Obecność na żywo na aukcji to zupełnie inne emocje niż walka internetowa. Możliwość towarzyszenia wam przy tym, dała mi tyle energii, że w niedzielę wstałem w rytm refrenu „i believe i can fly” ;). Pozostawiła w pamięci też kilka fajnych momentów.
Szczególnie ten, gdy pod młotek trafiła rzeźba – popiersie Jana III Sobieskiego. Licytacja szybko ruszyła i nim się obejrzałem, osiągnęła poziom 3 tysięcy złotych. 3100… 3200… „Trzy i pół tysiąca” rozległ się na sali kobiecy głos p. Mileny, która akurat obsługiwała telefoniczne zlecenie klienta. 3600… „Cztery tysiące” podbił kolekcjoner na linii. 4100… „Cztery i pół!” ponowił głosem p. Mileny. To zamknęło grę, dzięki czemu to do niego trafiła upragniona rzeźba. Wychodzący wówczas z sali inny kolekcjoner rzucił tylko „no tak, gdzie diabeł nie może, tam….” ;)
A to Pan Damian podczas prowadzenia licytacji późniejszych dobitek złotówek z czasów II RP, gdy cena wciąż rosła, podkreślał „są Państwo świadomi, że to późniejsze dobitki?„.
Niedowierzanie, gdy wraz z kilkoma znacznie bardziej doświadczonymi kolekcjonerami staliśmy przed ekranem wyświetlającym na żywo licytację 'Osta’ o nominale 3 kopiejek. Gdy licytacja dotarła do 1.000 złotych, jeden z nich rzucił tylko „zupełnie nie byłem świadom, jak bogatym człowiekiem jestem” ;)
Mogliśmy zobaczyć na własne oczy jak rośnie nam młode pokolenie numizmatyków. Czy to w sobotę, gdy tuż po wygraniu trzykrajcarówki najmłodszy uczestnik otrzymał od sali gromkie brawa. Fajnie jest sobie móc przypomnieć, jaką radość może sprawić pierwszy zakup. Czy to, gdy inny młody kolekcjoner stoczył dzielny bój z numizmatykiem z internetu o piękny medalik wielkości współczesnego grosza…
Ale, o ile to były drobne smaczki, to najważniejszym wydarzeniem była licytacja pozycji numer 903!
Muzeum wkracza do gry…
Na monetach Władysława IV emocje narastały. Efektowna Donatywa gdańska (140.000 zł), piękny dukat toruński (31.500 zł), talary… te pozycje zwiastowały nadchodzącą okładkę naszej aukcji. Oferowanego po raz pierwszy handlu Tymfa PORTRETOWEGO z 1664 roku. Monetę ogromnej rzadkości, o czym opowiadaliśmy m.in. na tym filmiku:
Gdy dotarliśmy do poprzedzających go ortów toruńskich, atmosferę na sali można było już ciąć nożem ;). Liczne przebicia na nich przedłużały moment, w którym ruszy jego licytacja. Sala się zapełniała, a emocje udzielały się nawet prowadzącemu. Po krótkim wstępie wystartowała! Wysoka cena wywoławcza 80.000 złotych momentalnie stała się przeszłością, a złotówka portretowa przekroczyła 100.000 zł… 110.000, 120.000 po raz pierwszy… Jest 130.000 złotych po raz drugi… po raz trzeci… Sprzedany!
I wtem podnosi się z sali przedstawiciel Zamku Królewskiego by skorzystać z prawa pierwokupu! Po raz pierwszy na aukcji numizmatycznej w Polsce! Z resztą co ja będę się tu rozpisywał, skoro możecie posłuchać fajnej relacji Krzysztofa Jurko :)
https://www.youtube.com/watch?v=6Lb50nRvbMo&t=1311s
Tuż po jej licytacji zrobiliśmy krótką przerwę by poinformować zwycięzcę licytacji. Przyjął to ze zrozumieniem, za co dziękujemy, gdyż choć nie będzie mógł się nią cieszyć w domu, to już wkrótce będzie mógł ją obejrzeć na wystawie Gabinetu Numizmatycznego Zamku Królewskiego.
Nie wracam na tarczy!
Przyznaję, że aukcję tę przeżywałem na wielu poziomach, gdyż nie tylko przygotowywałem zdjęcia i opisy części „metalowej”. Tradycyjnie już walczyłem też o poszerzenie swojej kolekcji ;) I było blisko a wróciłbym na tarczy! Podczas drugiej sesji na celowniku miałem pięć pozycji. Na wszystkich okazaliście się być lepsi, często znacząco ;).
Wygrałem coś dopiero trzeciego dnia, choć tu również łatwo nie było. Z trzech rzymków, które miałem na oku, udało się skubnąć tylko jednego, dzięki czemu podtrzymałem tradycję 1 monety na aukcje. Łupem stał się ciekawy Elagabal, przy którym stoczę mały spór z Tomkiem ;), ale o tym w następnym wpisie.
Nowością dla mnie była rola komitenta, gdyż przy okazji 4 aukcji odchudziłem trochę zbiór, odcinając dwie nierozwijane już jego gałęzie. Powiem tylko, że będzie za co rozwijać kolekcję groszy Wazy ;). Szczególnie Księstwo Warszawskie mnie mocno zaskoczyło na plus. Wyraźnie widać, że rynek jest silniejszy niż kilka lat temu.
Widzimy się w czerwcu na aukcji 5!
Gdy w poniedziałkowy wieczór po raz ostatni usłyszeliśmy charakterystyczny dzwonek, po raz ostatni padło słowo „sprzedany”, poczuliśmy dużą satysfakcję. Zrobiliśmy to! A wszystko dzięki wam. Nie osiadamy jednak na laurach, gdyż raptem sto dni dzielą nas od piątej już aukcji GNDM! Jej trzon już znamy :). Będzie go stanowić kolekcja miedziaków Stanisława Augusta Poniatowskiego. Cytując klasyka „Warto czekać na naszą aukcję” ;). A, że tak nam się spodobała licytacja stacjonarno-internetowa, to zarówno w czerwcu, jak i w listopadzie również będziecie mogli zarezerwować termin na przyjechanie na aukcję GNDM do Hotelu Marriott. Tym bardziej, że na zakończenie wiosny przygotowujemy „coś ekstra”.
Poniżej jedna z pierwszych zajawek aukcji 5. To trojaczek z miedzi krajowej. Dodam tylko, że nie jest on ani najpiękniejszym, ani najrzadszym miedziakiem z tej kolekcji ;)
https://www.facebook.com/gndmpl/videos/953381658143047/
Ps. W czerwcu widzimy się również na monitorku, gdyż poprowadzę część aukcji ;). Już nawet sprawdzałem czy „do twarzy mi” z mównicą ;)